Osiągnięcie biegłości w języku angielskim nie jest proste. To długa, kręta droga, która często wiedzie pod górę. Dobra wiadomość jest taka, że dzięki ciężkiej pracy i determinacji możesz osiągnąć naprawdę wiele. Ja jestem tego najlepszym przykładem.
Od jak dawna uczysz się angielskiego? 2 lata? 3? A może od dzieciństwa? Moje doświadczenie mówi mi, że pewnie nie widzisz efektów i załamujesz ręce. Może odczuwasz strach przed rozmową? Marzysz o biegłości, o wyjeździe za granicę, podróżach, pozyskaniu klientów zza granicy, ale obawa, że Twój język nie jest wystarczający powstrzymuje Cię przed podjęciem decyzji. Mam rację? Ja też kiedyś, dawno temu, byłam w tym samym miejscu. Dzisiaj uczę angielskiego. Jak do tego doszłam? Oto moja historia.
Miałam chyba z 5 lat kiedy po raz pierwszy rodzice wysłali mnie na lekcje języka angielskiego. Na początku uczyłam się tylko piosenek i wierszyków. Nauka sprawiała mi wielką przyjemność i z radością dziecka śpiewałam i recytowałam wszystko, czego uczyłam się na lekcjach.
Lęk przed rozmową pojawił się chyba dopiero wtedy, kiedy poszłam do szkoły podstawowej. Poznałam co to gramatyka i dowiedziałam się, że w konwersacji jest ona najważniejsza. Kartówki, testy, sprawdziany – regułki potrafiłam wyrecytować na pamięć, umiałam rozwiązać niemal każde zadanie pisemnie, ale kiedy przyszło do mówienia…No cóż…Tutaj pojawiał się problem.
Rodzice niemal zmuszali mnie do rozmowy z obcokrajowcami. Pamiętam kiedy przyjechał do nich znajomy z Australii i miałam oprowadzić go po Warszawie. Przez całą jego wizytę byłam kłębkiem nerwów.
W mojej dwujęzycznej szkole średniej pracowali nauczyciele z każdego zakątka świata. Klasa była wystarczająco mała, abyśmy wszyscy mieli okazję porozmawiać po angielsku. Mój strach jednak się nie zmniejszył. Jak to wśród nastolatków bywa, silniejsi uczniowie wyśmiewali się z tych, którzy popełniali błędy. Z perspektywy czasu, wiem, że mój angielski był na dość dobrym poziomie, ale brak pewności siebie nie pozwalał mi na nic więcej niż tylko rozmowy, kiedy naprawdę trzeba było się wykłócić o oceny lub wziąć udział w ćwiczeniach.
Prawdziwy przełom jednak nastąpił po studiach, kiedy wyjechałam do Anglii. Przez pierwsze pół roku imałam się różnych zajęć, od sprzedawcy w McDonald’s, po sprzątanie w hotelu. Byłam ambitna i chciałam więcej, ale moja nieśmiałość, niechęć do rozmowy w języku angielskim, niska samoocena i brak znajomość realiów na angielskim rynku pracy sprawiał, że nie wiedziałam w jaki sposób mogłabym wyrwać się ze środowiska, w którym przebywałam.
Trzymałam się więc mojego partnera, który mimo niższej edukacji, nic sobie nie robił z popełnianych językowych błędów i śmiało załatwiał wszelkie sprawy w urzędach i sklepach. Mieszkałam z Polakami, jadłam polskie jedzenie z polskich sklepów, słuchałam polskiego radia i czytałam polskie książki. Mój angielski w ogóle się nie poprawiał, a ja czułam, że tkwię w martwym punkcie.
W końcu postanowiłam z tym skończyć i poszukać lepszej pracy.
Przeprowadziliśmy się do domu, gdzie mieszkali sami Australijczycy. Zaczęłam ich bardziej poznawać, nawiązywać znajomości, codziennie otaczać się językiem. Zmusiłam się, aby chodzić na rozmowy kwalifikacyjne. Po roku czasu pracowałam w biurze, mój język ciągle się poprawiał, a ja czułam, że jakość mojego życia rośnie.
Od tamtego momentu minęło 15 lat. Pracowałam w tym czasie w przeróżnych korporacjach, nawiązałam międzynarodowe znajomości. Mieszkałam w Tajlandii, Wietnamie, Niemczech. Dzisiaj zarabiam ucząc angielskiego i moim nadrzędnym celem jest pokazać Ci, że rozmowa po angielsku nie musi wiązać się ze stresem. Chcę pomóc Ci uzyskać pewność siebie i biegłość w posługiwaniu się językiem.
Chciałabym, aby Polacy w końcu zrozumieli, że nie mają powodów do kompleksów jeżeli chodzi o język angielski. Potrafimy się porozumiewać, jesteśmy ambitni i łatwo przychodzi nam komunikacja. Czas skończyć ze wstydem i skrępowaniem. Czas, abyśmy przełamali wewnętrzne bariery i odkryli nasz prawdziwy potencjał.